Od rana chodziłam jak na szpilkach. Dzisiejsza wizyta u ojca mąciła w mojej
głowię. Negatywny przebieg tego spotkania cały czas ukazywał się w mojej
wyobraźni.
Wstałam z samego rana i poszłam na śniadanie. W Wielkiej Sali siedziało
kilka osób w tym Ginny , która od razu pobiegła do mnie ze zmartwioną miną.
-Co się stało?- zapytałam.
-Pokłóciłam się z Harrym i Ronem- odpowiedziała ,a z jej oczu popłynęły
pierwsze łzy.
-Nie przejmuj się nimi-odpowiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę.
-Wiesz co jest najgorsze-mówiła i płakała jednocześnie.- Że oni są źli
o Zabiniego..
-O Zabiniego?- powtórzyłam zdziwiona.
-Tak. Zobaczyli nas na korytarzu jak trzymaliśmy się za ręce i.. i Ron
zwyzywał mnie od najgorszych- dokończyła i wybuchnęła płaczem.
Przytuliłam ją
do siebie jeszcze mocniej.
-Ron zawsze był wybuchowy- stwierdziłam.-Ale powinien cię przeprosić.
-Nie chce jego przeprosin!- krzyknęła.- Nie chce go widzieć już nigdy więcej
na oczy.
-Ginny!- krzyknęłam za wybiegającą z Wielkiej Sali dziewczyną, ale ona nie
posłuchała.
Westchnęłam i wróciłam do rozpoczętego śniadanie, ale tylko popatrzyłam na
jedzenie z obrzydzeniem. Wyszłam ze Sali, lecz przed jej wejściem napotkałam
uśmiechniętego od ucha do ucha Rona , który szedł pod rękę z Lavender.
-Jesteś z siebie zadowolony!- krzyknęłam , a na jego twarzy pojawił się
jeszcze większy uśmiech.
Spojrzał na swoją towarzyszkę , która wymieniła z nim
tylko ciekawskie spojrzenie.
- Ale ja nie wiem o co ci chodzi-powiedział spokojnie i próbował przedostać
się do Sali , ale ja mu w tym nie pozwoliłam.
Przytrzymałam i popchnęłam
go na kamienną ścianę.
-Jeszcze raz tak potraktujesz Ginny, a popamiętasz. Ona jest TWOJĄ siostrą
do cholery!
-Już nie. Powiedziałem matce, że moja kochana siostrunia zaczyna się
kręcić w niezbyt dobrym dla niej towarzystwie-powiedział i uśmiechnął się
perfidnie.- Matka nie była zbyt zadowolona gdy się dowiedziała , że jej jedyna
córka zadaje się ze śmierciożercami.
-Jesteś idiotą-warknęłam.
-Nie uważam tak-odpowiedziała Brown i pociągnęła go za sobą na śniadanie.
Warknęłam i uderzyłam dłonią w ścianę. Nagle usłyszałam cichy szloch i
spojrzałam za kolumnę.
-Ginn?- zapytałam , ale usłyszałam kolejne pociągnięcie
nosem.-Słyszałaś wszystko?
Poszłam za filar i usiadłam obok Rudej, która pokiwała głową.
-Tak mi przykro-powiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę.
-Nic się nie stało Mionka. Tak będzie nawet lepiej-powiedziała i otarła łzy.
-Ale..
-Nie. Dziękuje , że mnie broniłaś. Dawno nie miałam dobrych kontaktów z
rodziną. Nawet we wakacje traktowali mnie jak powietrze. Chyba tylko dlatego ,
że przestałam chodzić z Harrym. Pomyśl jaki wielki zaszczyt by miała nasza
rodzina gdybym wyszła za mąż za wielkiego Harry'ego Pottera.
-Na pewno nie o to im chodziło..
-Widzisz ty nawet jak jesteś w Slytherinie próbujesz bronić
wszystkich-powiedziała i uśmiechnęła się lekko. Poszperała w torbie i
wyciągnęła list , który mi podała.
-Przeczytaj.
Rozwinęłam list i zobaczyłam znane mi pismo Molly. List był krótki , ale
treściwy. Wydziedziczenie z rodziny i wyrzucenie z Zakonu Feniksa. Nagle
poczułam , że moje problemy są jak pagórki , które ledwo dostrzegać , a Ginn
niczym Mont Everest. Przytuliłam ją do siebie mocniej.
Wieczór był chłodny. Ubrałam długą czarną pelerynę i czekałam przed wejściem
do Zakazanego Lasu. Nauczyciel Eliksirów pojawił się tuż za mną ,witając się
uprzejmie i całując w dłoń. Spojrzałam na niego, jak gdyby pomylił sobie osoby,
lecz on tylko wziął mnie pod rękę i wprowadził do lasu.
Szliśmy długo, lecz kiedy dotarliśmy na łąkę, usłyszałam jego głos.
-Trzymaj się mnie-powiedział i od razu poczułam ucisk w okolicy pępka i
wirowanie w brzuchu.
Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w wielkim pomieszczeniu , w którym
znajdował się podłużny stół , a przy nim stało wiele krzeseł. W pomieszczeniu
czuć było śmierć, co dopełniały krzyki wydobywane, jak mniemam z piwnicy.
Nauczyciel rozglądnął się i zaprowadził mnie na następne piętro. Zapukał do
drzwi na wprost schodów i odszedł zostawiając mnie przed nimi.
-Wejdź-usłyszałam cichy męski głos.
Czyżby Voldemort? Nie powinien być to
bardziej syk węża , czy coś.Uchyliłam powoli drzwi. Weszłam do pomieszczenia , które wypełniały barwy
Slytherinu. Na ziemi pełzał wąż Czarnego Pana , który coraz szybciej zbliżał
się do mnie. Wpełznął między moje nogi i położył swoją głowę na mojej
stopie.Odetchnęłam z ulgą.Rozglądnęłam się jeszcze raz po pokoju. Przede mną stało biurko zrobione z
ciemnego dębu , a za nim był fotel , który teraz był odwrócony do mnie
oparciem.Stawiam, że właśnie na nim siedział mój ojciec.Nie myliłam się.
-Witaj-powiedział , a fotel powoli zaczął się obracać w moją stronę.
~*~
Po pierwsze chciałam was bardzo bardzo przeprosić za to , że nie było
rozdziałów już tyle czasu.
Niestety problemy ze zdrowiem.
Myślę , że już po wszystkim i częściej będę dodawała nowe notki :)
Astroria.
Świetnie się zaczyna, ale dlaczego tak krótko?! Mam nadzieję że następny rodział będzie już niedługo, bo nie mogę się doczekać rozmowy Hermiony z Voldziem :)
OdpowiedzUsuńSpróbuje dodać nawet w tym tygodniu ;)
UsuńJak mogłaś przerwać w tym momencie ?! Rozdział oczywiście cudowny. Szkoda mi strasznie Ginny:( Jak mogli ją tak potraktować jej własna rodzina;/ Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału w którym będzie przebieg spotkania :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Jagoda:);*
Czemu przerwałaś w tym momencie ? Czekam niecierpliwie na kolejną notkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Róża :)
o jezu... o jezu... ciekawość mnie wyżera nawet sama nie wiem czemu... lecę czytać następny rozdział :* papatki ;D
OdpowiedzUsuń