niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 28 " Sklejmy wszytsko w jedną całość"






 piosenka do rozdziału- <klik>

Blondyn całuję mnie tak namiętnie, czasami zachłannie. Czuję jakby stęsknił się za smakiem moich ust. Sama nie mogę się powstrzymać. Jego ręce delikatnie dotykają mnie w tali. Po ciele przechodzą mnie dreszcze. Przestaje się kontrolować. Teraz potrzebuję już tylko jego zapachu, jego dotyku. W umyśle pojawia mi się wieża astronomiczna – wygląda dokładnie tak samo jak w śnie. Widzę tam chłopaka o blond włosach, który zbliża się do mnie i składa delikatny pocałunek na ustach. Czuję jego perfumy , które są tak mocne, że mój aparat węchu wariuję. Kojarzę fakty. To jest Draco , lecz jak to możliwe?
Przestaje myśleć , kiedy układa  mnie na łóżku. Blondyn  delikatnie kładzie się na mnie , nie poprzestając pocałunków. Czuję się jak w siódmym niebie chociaż wiem, że nie powinnam tego robić. Właśnie! Nie powinnam.
Nagle moje racjonalne myśli wracają, a mnie zaczyna wypełniać wielkie poczucie winy. Przerywam pocałunek i wyplątuję się z jego objęć. Siadam na skraju łóżka i patrzę w wybrany punkt na ścianie.
-Ja nie mogę…- szepczę.
Przed oczami widzę rudą czuprynę i przypominam sobie jego słowa „Zostawisz mnie”. Teraz nabierają one kształtu. Rozumiem aluzję , którą Ron posłał wtedy w moją stronę.
-Nie mogę…- powtarzam , kiedy chłopak siada koło mnie i chce złapać mnie za rękę.
Wyrywam ją jak najszybciej , bo ponownie przez moje ciało przechodzą dreszcze. Chowam twarz w dłoniach i czuję jak po policzkach spływają mi łzy bezsilności.
-Miona…- mówi.
-Proszę cię wyjdź… proszę.
Draco kiwa głową i posłusznie odchodzi. Czuję ulgę , lecz pojawia się też  inne uczucie- nowe dla mnie. Jest to tęsknota za Nim , za  jego dotykiem.
Patrzę jak odchodzi , kiedy już chce zamknąć za sobą drzwi , wychyla się i patrzy na mnie.
-Przepraszam…- mówi i uśmiecha się smutno.- Najlepiej będzie jak zapomnimy.
Po chwili znika , a ja rzucam się na łóżko. Kolejna fala łez zaczyna spływać po moich policzkach. Pytanie nasuwa się jedno; A jeśli ja nie chce zapomnieć?
Wtulam się w kołdrę. Czuję jego perfumy. Te same , przez które wariowałam przez sen. Wszystko się komplikuje. Wiem, że to on! To on był tym chłopakiem. Przez niego nie mogłam normalnie funkcjonować. To nie był Ron…tylko on! Szukam we wspomnieniach tego momentu , lecz wszystko widzę jak przez mgłę.
-Co się ze mną dzieje!- wydzieram się w poduszkę.
Powoli zaczynam wariować. Czuję natłok nowych myśli , które nijak nie pasują do wspomnień. Nic się nie zgadza. Czuję się jakbym układała puzzle , do których brakuję elementów. Męczę się cały czas , aby sprawić żeby pełen obraz , mógł mi się ukazać. Jednak jest to nie możliwe.
Nawet nie wiem , kiedy zasypiam. Wiem tylko, że tej nocy ponownie będzie mi się śnił pewien arystokrata , który tak bardzo zawrócił w mojej głowię.


Budzę się w nocy zalana potem. Oddycham szybko , a serce łomocze  mi jak szalone. Jestem przerażona tym co widziałam w śnie. Jego śmierć. Było to tak prawdziwe, że jedna łza zaczyna spływać mi po policzku, a potem następne. Patrzę na elektryczny zegar na stoliczku nocnym. Liczby wskazują trzecią nad ranem. Kładę się z powrotem i zakrywam się szczelnie kołdrą. Próbuję nie myśleć o nim, lecz jest to za bardzo trudne. Boli mnie serce , boli mnie wszystko. Nie wiem co robić teraz? Zgodziłam się na tą pracę i muszę jechać nie mogę teraz odmówić. Zastanawiam się nad dalszym losem mojego życia. Wiem, że się zmieni i nie boję się tych zmian. Chce tylko żeby nie przysporzyły mi one więcej problemów niż mam teraz. Zamykam oczy. Niestety, sen nie przychodzi , a ja z każdą kolejną minutą  , czuję się niespokojnie. Wkurzona wstaję z łóżka , zakładam zielone pantofle i idę po cichu w stronę kuchni. Widzę zapalone światło , a po chwili słyszę brzdęk łyżeczki , która upada na podłogę. Wchodzę do pomieszczenia i zauważam mężczyznę , który sięga po przedmiot. Po chwili zauważa mnie i widzę, że próbuję ukryć zmieszaną minę.
-Obudziłem cię?- pyta.
Kręcę głową i podchodzę do półki. Wyjmuję potrzebne składniki i zaczynam robić herbatę.
-Nie możesz zasnąć?- pyta ponownie.
-Tak- odpowiadam twierdząco.
Odwracam się i siadam na blacie kuchennym. Przyglądam mu się przez chwilę , kiedy spoglądał za okno. Jego blond włosy spadały na jego blade czoło przez co wyglądał jeszcze bardziej seksownie , niż kiedy miał je ułożone.
Pstryk czajnika odrywa mnie od niego i już po chwili zalewam gorącą  wodą szklankę z herbatą. Zastanawiam się przez chwilę czy zostać, a może iść do pokoju. Jednak przeciwstawiam się sercu i chce wyjść jak najszybciej. Łapię szklankę , a po chwil upuszczam ją na podłogę. Szkło rozpada się na małe kawałeczki , które rozrzucają się po całej kuchni. Przeklinam pod nosem i patrzę na dłoń. Widnieje na niej czerwony ślad od oparzenia i jeden z kawałków , który wbił się do mojej ręki , wywołując krwawienie.
Blondyn szybko podnosi się z krzesła. Podchodzi do mnie i łapie mnie za skaleczoną rękę.
-Pokaż- mówi i delikatnie obejmuję ją swoją dłonią.
Patrzę się w niego jak zaczarowana. Czuję dreszcze , które wywołane są jego dotykiem. Chłopak wyciąga różdżkę i przystawia ją do mojej dłoni. Kawałek szkła szybko wydostaje się z mojej skóry i spada na ziemie. Rana od oparzenia szybko blednieje i pozostaje po niej tylko malutka blizna. Draco przywołuję jeszcze chusteczkę , którą delikatnie przyciska do miejsca gdzie był odłamek.
-Dziękuję- mówię cicho.
Widzę jak jego usta uśmiechają się delikatnie. Patrzy przez chwilę w moje oczy , a potem szybko opuszcza wzrok. Jednym machnięciem różdżki składa wszystkie rozwalone części w jedną całość i już po chwili kładzie na blacie nową szklankę.
-Uważaj następnym razem- mówi poważnie.
Kiwam tylko głową i odchodzę po woli. Chłopak odwracam mnie do siebie. Patrzę na niego pytająco, a on daje mi kubek z jego herbatą.
-Jeszcze gorąca- mówi rozbawiony.
-Dziękuję-odpowiadam. –Dobranoc.
Uśmiecham się i odchodzę jak najszybciej , lecz słyszę jego cichą odpowiedź , która przepełniona jest tęsknotą.
-Dobranoc Aniele…


Zasnęłam jak dziecko. Wymiana kilku zdań z Draco wyczyściła mi umysł. Dzięki temu mogłam się bez problemu położyć i nie myśleć o wszystkim co mnie przerasta. Tego mi było trzeba i chyba już zawsze będzie potrzeba.
Rano, kiedy promienie słońca wdarły się do mojej sypialni od razu wstałam pełna werwy. Postanowiłam wybrać się dziś na Pokątną i zakupić potrzebne rzeczy do szkoły i jakieś nowe ubrania. Odwiedzę jeszcze dziś dom -aby spakować walizki-, lecz tylko wtedy kiedy Ron będzie w pracy. Nie chce go spotkać, nie chce mu spojrzeć w oczy.
Odpędzam szybko od siebie dalsze myśli na temat rudzielca. Wyciągam z torby czerwoną sukienkę -która wspaniale do mnie przylega i pokazuję moje atuty. Prasuję ją za pomocą szybkiego zaklęcia i kładę na łóżku. Dopieram do niej czarną marynarkę i baletki - w których przyjechałam wczoraj-też o kolorze czarnym. Biorę do ręki czysty ręcznik , który przygotowała dla mnie Ginny i idę do łazienki , nucąc pod nosem jakąś piosenkę  , która właśnie idzie w mugolskim radiu. Przed drzwiami spotykam Draco , który w samym ręczniku wychodzi z łazienki. Po jego ciele jeszcze spływają kropelki wody , a jeszcze mokre włosy delikatnie przylegają do jego twarzy.
-Dzień dobry- mówi do mnie i uśmiecha się szczerze.- Już wolnę..
-Dzięki- odpowiadam.
Chłopak odchodząc delikatnie ociera się o moje ramię swoim. Czuję jego perfumy , a moje nogi powoli zaczynają robić się galaretowate. Czemu on tak na mnie działa, krzyczę na siebie w myślach. Wchodzę jak najszybciej do łazienki. Włączam wodę , aby powoli zaczęła napełniać wannę , po czym dolewam olejek różany , którego woń po chwili czuć w całym pomieszczeniu. Zdejmuję z siebie szlafrok , a potem piżamę. Przyglądam się sobie w lustrze i próbuję się uśmiechnąć. Wychodzi mi grymas jakby po zjedzeniu cytryny. Szybko odrywam się od lustra i wchodzę do gorącej wody. Zanurzam się w niej i po chwili czuję , że moje ciało powoli się relaksuję.

Ubieram na siebie  przygotowaną kreację , a na policzki nakładam trochę pudru. Rzęsy maluję tuszem i jestem gotowa. Piszę szybką listę potrzebnych rzeczy i chowam ją do torby. Wychodzę z pokoju i słyszę jakieś zamieszanie. Draco stoi przed dzieckiem Ginny i próbuję jej coś wytłumaczyć.
-Obiecałeś mi lody- wydziera się dziewczynka.
Blondyn wypuszcza powietrze z płuc i próbuję się uspokoić.
-Ale wujek musi teraz iść po potrzebne rzeczy do pracy jak wrócę to mogę cię wziąć na lody- tłumaczy.
-Ale ja chce teraz!- krzyczy i tupie nóżką.
Draco zauważa mnie i patrzy się przez chwilę mierząc mnie od góry do dołu wzrokiem. Potem jednak układa ręce w geście błagalnym.
-No to może pójdziemy szybko po potrzebne rzeczy do naszej pracy  , a potem pójdziemy na lody  hmm? –proponuję.
Dziewczynka myśli , a po chwili uśmiecha się i kiwa głową z zadowoleniem.
-Idź się ubrać my na ciebie tutaj czekamy- mówię do Rose , a ona leci jak rakieta do swojego pokoju.
-Dziękuję- blondyn szepce mi do ucha.
-Nie ma sprawy- mówię.- Możemy zrobić te zakupy razem, przecież to nie zbrodnia.
Mówię chociaż wiem, że bardziej próbuję przekonać jego niż siebie.


Wyruszyliśmy za pół godziny , ponieważ Ginny uparła się , że Rose musi jeszcze coś zjeść przed wyjściem. Po zakończonym posiłku we trójkę siedzieliśmy już w moim aucie i kierowaliśmy się w stronę wejścia na Pokątną. Pogoda była wprost wspaniała , więc uśmiechałam się przez całą drogę , słuchając jak mała śpiewa piosenkę , którą nauczyła się w szkole. Kiedy zaparkowałam , wyszłam z auta i pomogłam rozpiąć się Rose. Rudowłosa dziewczynka złapała mnie za rękę i zaczęła pędzić w stronę Draco , który szedł kilka kroków przed nami. Podała mu rękę i zadowolona ze swojego dzieła , wesoło skakała z nogi na nogę. Patrzę  na zdezorientowanego blondyna i wybucham śmiechem , na widok jego miny. Mężczyzna posyła mi spojrzenie mordercy , lecz po chwili też zaczyna się śmiać.
Wchodzimy do baru. Rozglądam się po ludziach , lecz nie widzę nikogo znajomego.
-Ale tu śmierdzi- mówi Rose troszeczkę za głośno czym przyciąga na nas uwagę.
Kucam do niej i patrzę w jej oczy.
-Rose proszę cię- szepczę.- Zachowuj się.
-No co ja tylko powiedziałam prawdę- mówi z wyrzutem.
-No właśnie ona tylko powiedziała prawdę- wtóruje jej Draco.
Patrzę na niego karcąco , ale on  tylko się śmieje , a po chwili  ciągnie nas do przejścia. Stuka w cegły wyznaczonym kodem i po chwili te wpuszczają nas do zaczarowanego świata. Uśmiecham się , kiedy wracają do mnie wspomnienia. Pierwszy raz jechałam do Hogwartu. Dla dziewczynki z rodziny mugoli był to istny szok przejść przez ścianę i dodatkowo zobaczyć , że za nią kryję się inny świat. Pociągnęłam moich towarzyszy do księgarni gdzie szybko kupiliśmy potrzebne podręczniki dla nauczycieli oraz kilka piór i pustych pergaminów. Później wstąpiliśmy do sklepu z ubraniami gdzie kupiłam sobie dwie eleganckie sukienki. Jedna w kolorze ciemnej czerwieni , a druga szara z czarnymi dodatkami. Rose kupiła sobie buty , które wydawały dźwięki gdy przed nimi była kałuża lub błoto. Ostrzegały przed niebezpieczeństwem  , lecz jeśli były brudne potrafiły narzekać na okrągło. Draco kupił sobie błękitną koszulę i czarny krawat. Zadowoleni z zakupów wyszliśmy z zaczarowanego świata.
-Co powiecie abyśmy poszli na mugolskie lody? A potem na spacer po parku- mówię , a kiedy nie widzę zadowolenia na ich twarzach , dodaję.- Jest taka ładna pogoda co będziemy siedzieć w domu!
-No dobra- zgadza się Smok.- A ty mała co ty na to?
-Jeśli będzie tam plac zabaw to tak – mówi i uśmiecha się do nas.
-Oczywiście , że będzie- mówię.- A wujek Draco nawet pohuśta cię na huśtawce.
-Ej!- oburza się blondyn.
Uśmiecham się do niego słodko , a po chwili od też odwzajemnia ten uśmiech.
Podchodzimy do butki z lodami i po krótkiej chwili zastanowienia , każdy zamawia swój ulubiony smak.

Idziemy alejką parku i wsłuchujemy się w przyrodę. Po chwili Rose odbiega od nas i zaczyna się wspinać na wieżę , która jest największą atrakcją tego placu zabaw. Razem z Draco siadamy na jednej z ławek tak, aby mieć nią na oku. Zapada cisza, w której nikt nie chce się odezwać jako pierwszy. Zaczynam nerwowo ciągnąć za palce , lecz nadal nic się nie odzywam.
-Czemu przyjęłaś tę pracę?- pyta chłopak.
-To było moje marzenie odkąd dostałam list z Hogwartu- mówię bez zastanowienia  i uśmiecham się do blondyna.- A ty?
Chłopak przez chwilę milczy jakby bał się odpowiedzieć, lecz potem słowa , które wypowiada trafiają do mojej pamięci na długo.
-Zgodziłem się na tą pracę ,aby być blisko ciebie.
Otwieram już buzię , aby…sama nie wiem co chce mu powiedzieć. Okrzyczeć go? Powiedzieć , że dobrze zrobił. Zamykam usta , a po chwili słyszymy krzyk Rose. Obydwoje odrywamy się z ławki i biegniemy w stronę placu zabaw.
-Co się stało?- pytam dziewczynki , która strasznie zła leży na piasku koło zjeżdżalni.
-Wywróciłam się – mówi i delikatnie ociera ręką łzę , która spływa po jej policzku.
Wyciągam chusteczkę i przykładam do jej kolana.
-Wyciągnij z mojej torebki butelkę z wodą- nakazuję Draco i już po chwili chłopak wręcza mi dany przedmiot.
Zalewam wodą ranę , która jest tylko małym zadrapaniem , lecz chce oczyścić ją z ziarenek piasku. Wysuszam ją chusteczką i pomagam dziewczynce wstać.
-Boli cię nadal?- pyta Draco.
-Już mniej- mówi i uśmiecha się do mnie szczerze.
-Będziemy się musieli zaraz zbierać- mówię i patrzę na zegarek.
-Już?!- marudzi Rose.- Mogę się jeszcze przez chwilę pohuśtać? Wujek mi obiecał!
-Dobrze już dobrze- mówię.- Idźcie ale przez chwilę.
Obydwoje idą w kierunku huśtawki , wesoło o czymś rozmawiając. Opieram się o konstrukcje zjeżdżali i uśmiecham się pod nosem.
-Tworzycie udaną rodzinę- słyszę przy uchu.
Koło mnie stoi wysoka czarnowłosa kobieta o zielonych oczach, które patrzą na mnie dziwnie. Raz ze złością, a raz pojawiają się w nich miłe iskierki.
-Oj nie my nie jesteśmy razem- tłumaczę szybko.- A to jest moja chrześnica.
-Aaa rozumiem-mówi przybysza.- Mój błąd.
Przyglądam się jej bliżej. Czuję , że skądś ją znam , lecz nie wiem skąd.
-My już musimy iść- mówię i uśmiecham się do nieznajomej.- Do widzenia.


Czarnowłosa jeszcze przez chwilę patrzy na odchodzącą szatynkę. W jej głowię zaczyna pojawiać się plan jak w końcu odegrać się na niej i na blondynie.
-Zapomnieli mnie ale ja się im szybko przypomnę- mówi i z wrednym uśmiechem idzie w kierunku ciemnej uliczki , aby tam bezpiecznie prze teleportować się do swojej siedziby.

________

Rozdział dodany po strasznie długim okresie czasu , lecz myślę , że nadrobiłam to jego długością. Nie obiecuję dodawać rozdziały co tydzień. Raz mam gotowy już w środę, a na drugi raz nie mam weny i jestem zmęczona przez cały tydzień, więc nie wyciągnę z siebie nic, a nic. Rozdział 29 jest już w trakcie pisania, ale nie powiem kiedy dokładnie będzie bo tego nie wiem :)
Mam nadzieję, że się podobało!

Czytasz = komentuj!

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 27 "Będzie kiedyś dobrze?"

muzyka do rozdziału- <klik>



Szanowna Panno Granger!
Mam zaszczyt oznajmić , że miejsce dla nauczyciela Transmutacji zostało zwolnione. Jestem już w podeszłym wieku , a bycie dyrektorem szkoły przytłacza mnie z każdej strony. Byłabym zaszczycona gdyby Pani przyjęła moją ofertę na zajęcie mojej pozycji. Wiem, że będziesz najlepszą następczynią. Rozumiem jeśli odmówisz w końcu cały świat magiczny mówi o Twoim ślubie. Jednakże, mam nadzieję, że jednak się zgodzisz. Proszę o szybką odpowiedź.
Dyrektor Minerwa Mcgonagall.

Czytam kilka razy treść listu i nadal nie mogę uwierzyć , że jest to prawda. Jako uczennica Hogwartu marzyłam o tej pracy. A teraz? Moje marzenia w końcu mogą się spełnić. Skaczę z radości i wydobywam z siebie ciche jęki zadowolenia, zapominając o Rudzielcu , który cały czas stoi koło mnie. Biegnę do biurka i od razu rozwijam pergamin , zamaczam pióro w atramencie i piszę. Po chwili zauważam cień nade mną i wracam od rzeczywistości. Słyszę głos narzeczonego przepełniony wyrzutami.
-Czyli jednak nic dla ciebie nie znaczę?- pyta.
-Ron- mówię zrezygnowana.- Czy ty nie rozumiesz? To jest moja szansa! Mogę w końcu spełnić swoje marzenia!
-Beze mnie- warczy.
-Mogę się wziąć za pracę- mówię.- Doceń to, że będzie mi ona sprawiała dużo radości…Nie chce do końca życia siedzieć w domu i czekać , aż ty wrócisz z pracy.
-Przecież moja pensja nam w zupełności wystarcza!- krzyczy.
-Tu nie chodzi o pieniądze Ron- kręcę głową.-Chce tą pracę, chce czuć się w końcu spełniona zawodowo.
-Zostawisz mnie- stwierdza.-I pewnie nigdy nie wrócisz!
-Ron! Jestem z tobą już tak długo-warczę.- Czemu miałabym się zostawić od tak?
-Nie zgadzam się!- mówi poważnie , jakby nie słysząc moich słów.
Patrzę na niego zaskoczona.
-Chyba sobie żartujesz?- pytam , a on kręci głową.- Myślisz , że jestem twoją służącą czy co! Mam niby robić wszystko co mi karzesz! Co to, to nie! Zapamiętaj sobie na zawsze. Nie jestem na twoje posyłki ! Nie będziesz mną rządzić! Wychodzę i nie wiem , kiedy wrócę!
Biorę pergamin , który po zejściu do salonu , przywiązuję do nogi mojej sowy. Karzę jej jak najszybciej dostarczyć wiadomość do Minerwy. Słyszę krzyki dobiegające z góry , a po chwili huk mebli , które- znając Ron’a- przewraca. Zbieram z wieszaka płaszcz , a z komody koło drzwi kluczyki do auta. Trzaskam drzwiami i już po chwili ruszam spod domu z piskiem opon.


Jedyne miejsce, które przyszło mi na myśl to dom Ginny. Podjeżdżam pod niego i wycieram szybko łzy , aby nikt nie mógł ich zobaczyć. Wciągam szybko kilka razy powietrze i wypuszczam je z płuc. Powoli się uspokajam , więc postanawiam wyjść z auta. Pochodzę do drzwi i pukam delikatnie. Słyszę śmiech dziecka i już po chwili widzę Rose, która przytula się w tors przystojnego blondyna. Chłopak patrzy na mnie przez chwilę jakby chciał rozszyfrować co się stało. Jednak odsuwa się i wpuszcza mnie do środka.
-Musisz chwilę poczekać Diabeł wraz z Ginny pojechali odwieźć Potterów do domu- oznajmia cicho i wchodzi do kuchni.- Napijesz się czegoś?
-Może herbaty-odpowiadam i siadam na jednym z krzeseł w kuchni. Małe pomieszczenie pachnie przeróżnymi zapachami. Na śnieżnobiałych ścianach wiszą zdjęcia Rose oraz nowożeńców. Uśmiecham się , kiedy widzę tam i swoje zdjęcie. Zrobione było w Hogwarcie. Na ostatnim roku. Są tam wszyscy. Odwracam się i patrzę na ruchy blondyna. Jedną ręką trzyma Rose , która już powoli odpływa do krainy Morfeusza , a drugą zalewa czajnik wodą. Postanawiam mu pomóc. Blondyn uśmiecha się , kiedy wyciągam kubek z szafki i kładę go przed nim. Znika na chwilę , aby położyć małą do łóżeczka. Czuję się dziwnie. W moim brzuchu latają ze sto tysięcy motylków , które wprawiają mnie w ten stan. Nie! Hermiona uspokój się. Masz narzeczonego!, przekonuję siebie. 
Czajnik wydaje charakterystyczny dźwięk oznaczający , że woda już się zagotowała, chwytam uchwyt w tym samym momencie co Draco. Nasze dłonie dotykają się i czuję delikatny dreszcz, który przechodzi po moim ciele. Zbieram się w sobie i w końcu odważam się spojrzeć mu prosto w oczy. Ten błękit powoduję, że powoli zmniejszam odległość , która nas dzieli. Czuję jego oddech na swojej twarzy, a w oczach widzę radość oraz tęsknotę. Nagle  trzask , który dobiega z przedpokoju , odrywa mnie od blondyna.
-Hermiona?- dziwi się się Ruda.- Coś się stało?
-Nie, nie nic.- odpowiadam trochę zawstydzona.- No może trochę. Muszę z tobą porozmawiać..
-Pewnie. Idź do mojego pokoju zaraz przyjdę- uśmiecha się , po chwili patrz na Draco.- Gdzie Rose?
-Położyłem ją spać przed chwilą- mówi.
-Dziękuję, że się nią zająłeś- przytula chłopaka i odchodzi.

Wchodzę do pokoju małżonków. Patrzę na łóżko , które znajduję się naprzeciwko drzwi. Kołdra koloru czerwonego w niektórych miejscach świeci się na złoto. Kolory Gryffindoru. Ginny musiało długo przekonywać na nią Diabła, przechodzi mi przez myśl.  Nad łożem znajduję się wielkie okno , z którego można zobaczyć wspaniałą panoramę miasta. Koło łóżka znajdują się dwa nakastlniki , na których stoją lampki nocne. Po prawej stronie od wejścia są drzwi. Jedne prowadzę do garderoby , a drugie do małej łazienki. Siadam na fotelu po lewej i czekam , aż Ginny przyjdzie  napojami. Ruda wchodzi do pokoju z uśmiechem, kładąc na szklanym stoliczku dwie herbaty. Zajmuję fotel naprzeciwko mnie i przypatruje się mi z ciekawością.
-Co się dzieje?- pyta.
-Pokłóciłam się znów z Ron’em – odpowiadam.- Nie chce wracać na razie do domu.
-Co ten debil znowu zrobił!?- krzyczy.- O nockę się nie martw. Możesz spać u nas.
-Dziękuję słońce- mówię i uśmiecham się do niej łaskawie.- Poszło o to , że dostała list… list z Hogwartu.
Ginny wciąga szybko powietrze , krztusząc się przy tym herbatą.
-Z Hogwartu!?- powtarza.
-Tak… Ginny oni chcą żebym zajęła miejsce nauczycielki Transmutacji.
-To wspaniale!- krzyczy.- Zawsze o tym marzyłaś. Gratuluję.
Przerywa , lecz po chwili pyta.
-Więc w czym problem?
-Ron- wzdycham.- On zawsze jest problemem. Boi się, że będę go zdradzać. Wymyśla nie stworzone historyjki. Narzeka, aż w końcu zakazuję mi wyjazdu.
-Miona  na pewno dacię radę! Dużo razem już przeszliście- mówi chociaż nie widzę u niej entuzjazmu.
-Mam nadzieję, że masz rację bo już odpisałam, że się zgadzam- mówię i uśmiecham się krótko.

* * *
Siedzę w ogrodzie i nie mogę nadal otrząsnąć się z tego co przed chwilą usłyszałem. Czy to prawda, że ona też dostała list? , więc jednak nie jest , aż tak złą opcją zgodzenie się na tą posadę. W końcu ona też tam będzie. Przywołuję z pokoju gościnnego pergamin i pióro. Zaczynam pisać odpowiedź, że zgadzam się zająć posadę nowego Mistrza Eliksirów. Może jednak ten rok nie będzie, aż tak zły?
-Masz tego nie spieprzyć , jasne!?- słyszę cichy głos  rudej za sobą.
-Nie wiem o co ci chodzi…- kłamię.
-Myślisz, że nie słyszałam  jak nas podsłuchiwałeś?- pyta i uśmiecha się wrednie. – Czytać też umiem.
Mówi i wskazuję na moją odpowiedź, którą trzymam w dłoni.
-Ty chytry lisie- mówię i zaczynam się śmiać.
Dziewczyna mi wtóruję , a po chwili dosiada się i zaczyna oglądać gwiazdy.
-Masz szansę ją odzyskać, więc nie zepsuj tego- powtarza.- Inaczej zabiję cię własnoręcznie.
Uśmiecham się do niej.
-Postaram się naprawdę- odpowiadam, a po krótkiej ciszy pytam.- Czemu jesteś po mojej stronie?
-Nie wiem…- mówi.- Najwidoczniej los się do ciebie uśmiechnął.
-Mieć takiego sprzymierzeńca do zaszczyt.
Obydwoje wybuchamy śmiechem, a po chwili postanawiam iść zrobić coś do jedzenia.


* * *

Siedzę na tarasie opatulona kocem. Lekko pocieram rękoma o siebie, bo zaczynają mi już marznąć palce. Podnoszę głowę i patrzę się w gwiazdy. W oczach zaczynają mi się zbierać łzy. Wzdycham ciężko. Wracam myślami do lat w Hogwarcie, uśmiecham się w duszy, a po moim policzku spływa coraz więcej łez. Pamiętam moment gdy pierwszy raz weszłam do Wielkiej Sali. Wracam tam myślami. Przechodzę przez wielkie drzwi, szłam obok Pansy, teraz to trochę śmieszne. Idę, i patrzę na ten sufit, który jest zaczarowany. Wygląda jak niebo. Zawsze kojarzył mi się z momentami gdy leżałam z tatą na kocu, i obserwowaliśmy gwiazdy. Jest mi smutno, ale teraz chciałabym popatrzeć na to niebo. Wiem ,że mogę je widzieć co wieczór. Dlaczego cały świat jest przeciwko mnie? Zaczynam coraz bardziej szlochać.
-Dlaczego znowu muszę płakać?- pytam się sama siebie.
-Bo, po każdej nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój- słyszę za plecami głos Blondyna.-Uśmiechnij się-szepcze mi do ucha.-Zrobiłem ci twoją ulubioną herbatę.
-Czarna z malinowym sokiem-z...
-Tak Hermiono. Z łyżeczką soku z cytryny-uśmiecham się.
Ale teraz przychodzi mi jedna myśl do głowy.
-Skąd wiedziałeś?- pytam się zdziwiona.
-Wspomnienia, ale nie będę ci nic o nich mówił. Zatrzymam je dla siebie-uśmiecha się i siada obok mnie.
-Okej... Chcesz trochę koca?- pytam się.
-Mam go sobie odrąbać siekierą czy obciąć nożyczkami?- zaczynamy się oboje śmiać.
-Nie. Wiesz możesz usiąść bliżej mnie, i... Chyba wiesz- Blondyn odstawia nasze kubki na stolik, przysuwa się bliżej. I okrywa naszą dwójkę kocem.
-Od razu jest mi cieplej-uśmiecha się i patrzy na mnie swoimi wielkimi błękitnymi oczyma. Znowu mam motyle w brzuchu. Siedzimy tak w bezruchu. Nie mogę odwrócić wzroku, mimo iż staram się być wierna narzeczonemu.
-Draco, nie powinnam-mrugam oczyma.
-Nie powinnaś czy nie chcesz?- pyta się i zbliża do mnie.
-Dobrze wiesz. Przepraszam-uśmiecham się.
-Dobra, to teraz powiedz czy przyjęłaś tę robotę-uśmiecha się, i czuje że nasze kolana stykają się. W tym momencie czuje się jak zwykła nastolatka. Która tylko od dotyku chłopaka który jej się... podoba? Może to złe określenie. Do którego ma słabość-uśmiecham się i spuszczam wzrok-przywołuje u niej dreszcze.
-Tak-mówię po chwili.
Chłopak kiwa głową.
-To słodkie-uśmiecha się, a ja tylko pokazuje że nie wiem o czym mowa.-Rumienisz się gdy tylko ciebie dotknę- spuszczam wzrok, i wiem że jeszcze bardziej się rumienie.
-Nie prawda-zaczynam się śmiać.
Nastaje chwila ciszy. Nie jest ona niezręczna wręcz przeciwnie.
-Hermiono, jesteś śliczna-przerwa i przygląda się mi uwarzeni. –Po płaczu twoje oczy są coraz większe-zakłada mi kosmyk włosów za ucho, i całuje w czoło.
Czuję Deja vu. Wydaje mi  się, że już to kiedyś się wydarzyło.
-Dziękuje. Wiesz.. Kobieta czuje się wtedy bezpieczna- patrzę mu się prosto w oczy.
-Kobieta? Ja się czuje jak wtedy kiedy byliśmy nastolatkami-uśmiecha się.
-Jak wtedy? Kiedy? Draco o czym ty mówisz?- widzę jego zakłopotane oczy.
-O niczym. Hermiono wymsknęło mi się, nie wiem dlaczego tak palnąłem-uśmiecha się, i próbuje ukryć zażenowanie.
-Dobra... Nie chcesz nie mów, podobno prawda zawsze wychodzi na jaw-uśmiecham się-Wiesz będę się zbierać spać. Zmęczona jestem.
-Już?- pyta się i robi minę smutnego psa. Rozbawia mnie to
-Oj Draco- uśmiecham się i daje mu buziaka w policzek-Dobranoc.
-Dobranoc Mionko. Kolorowych snów i słodkoo zaśnij-przytula mnie.
-Draco, skąd ty wiesz tyle o mnie?
-Wiesz przeszłość-puszcza mi oczko.
Odchodzę , ciągnąc  koc za sobą, a w głowie mam tysiące myśli na temat tego blondyna.
-Słodko wyglądasz jak tak idziesz-krzyczy za mną. Odwracam się i patrzę w jego oczy. W tą piękną głębię , która działa na mnie tak jak nic innego. Odwracam się jak najszybciej potrafię , aby nie popaść ponownie w ten dziwny trans. Wchodzę do sypialni i idę od razu do łazienki. Staje przed lustrem i patrzę się na swoje oczy.
"Po płaczu twoje oczy są coraz większe" przypominam sobie, a uśmiech sam zjawia się na mojej twarzy. Rozbieram się do naga, i wchodzę pod prysznic. Namydlam ciało olejkiem ziołowym. Zmykam oczy, i mam tylko przebłyski. Siedzę na polanie, z wysokim blondynem, on daje mi kwiaty które sam zebrał. Unoszę powieki, ale przestaje o tym myśleć.  Gorąca woda, opłukuje z mojego ciała olejek, ale zapach dalej pozostaje na mojej skórze. Wychodzę i okrywam się ręcznikiem. Ubieram szlafrok, który określam "Pusiakiem". Mój "pusiak" jest koloru czekoladowego, spryskam swoje ciało perfumami, o zapachu bzu. Wychodzę z pokoju i siadam na łóżku. Rozsmarowuję balsam na nogach. Rozglądam się po pokoju. I nagle drzwi się otwierają, a do nich wchodzi nie kto inny niż Smok.
-Przepraszam, ale zostawiłaś różdżkę-uśmiecha się i mi ją podaje.
-Dziękuje-spuszczam wzrok.
-Co się dzieje?- pyta się mnie.
-Nic, smutno mi-uśmiecham się i do oczu zaczynają mi przypływać łzy.
-Ej Mała-obejmuje mnie mocno, a ja nie mam nic przeciwko-Nie płacz, bo nie warto. Ron naprawdę na to nie zasłużył.
-Na co?- pytam  i wciągam powietrze.
-On nie jest wart, byś przez niego płakała-uśmiecham się.
-A kto niby jest wart?- pytam.
-Nie wiem, ale ja bym nie pozwolił ci nigdy płakać przeze mnie.
Czuję jak moje ciało zalewa fala gorąca. Chce to jak najszybciej  przerwać. Chodź tak dobrze czuję się w jego ramionach, które wytwarzają aurę spokoju i bezpieczeństwa.
-Dobranoc…Draco -całuje go w policzek, i przytulam. Już się odwracam, aby położyć się do łóżka , lecz  czuje ,że czyjaś ręka łapie mnie i przytrzymuje.
-Dobranoc-całuje mnie mocno w usta, a moje kolana miękną.

____

Rozdział dedykowany Martynie <3 , która wspiera mnie jak najlepiej umie  oraz pomagała  mi pisać rozdział. Dzięki słońce ;* 
Dziękuję również Wam drodzy czytelnicy, że jeszcze jesteście ze mną i za komentarze pod rozdziałami , które tak bardzo motywują mnie do pisania. :) 
Jeszcze raz dziękuję. :*